Czy jesteś “fundable”?

fundable (adj.) – istnieją weryfikowalne dowody na to, że możesz zbudować coś ciekawego w interesującym biznesowo obszarze

Podstawowe pytanie jakie zadaję sobie podczas pracy ze startupami w ramach Epic Ventures to czy są “fundable“, czyli gotowe na to, żeby ktoś w nie zainwestował. Zarabiam wtedy, gdy startup pozyska środki, dlatego wszelkie “niefundowalne” startupy staram się jak najszybciej odesłać z kwitkiem, gdzie “kwitek” to feedback opisujący moje zdanie.

Oczywiście zawsze jest ryzyko, że startup nie podoła, ale są pewne elementy, które mocno podbijają szanse “in plus”:

  • zespół – jeśli jest więcej niż jedna osoba, są większe szanse, że wytrwają w budowaniu biznesu
  • prototyp – można przetestować, że w ogóle umieją złożyć coś co działa
  • sprzedaż – przynajmniej przetestowali temat “na znajomych” i te 10 licencji komuś “się wciśnie”… jakbyco
  • marketing – mają zdolność wyrażania clue swojego biznesu, potrafią dotrzeć do istoty problemu i urobić klienta
  • rynek – porwali się na obszar, który “ma potencjał” i mniej więcej ten potencjał sobie określili

Można mieć wrażenie, że przecież jeśli startup spełni wszystkie powyższe to przecież sam sobie da radę… No właśnie – tak też pomyśli inwestor – że jego pieniądze przyspieszą rozwój czegoś co i tak jest już przygotowane na sukces.

NewConnect jako źródło informacji o rynkach i branżach

Są różne opinie o rynku NewConnect – jedni uważają go za polski NASDAQ, inni za metodę upłynniania aktywów wątpliwej jakości. Jakkolwiek by nie patrzeć jest pewien ciekawy aspekt tego rynku wynikający z tego, że jest to rynek publiczny – mianowicie wszystkie spółki notowane muszą w momencie debiutu/emisji publikować swoje tzw. Dokumenty Informacyjne, zawierające m.in. takie informacje jak:

  • struktura akcjonariatu
  • ryzyka emisyjne
  • szczegóły umowy spółki
  • struktura spółki emitenta
  • sprawozdania finansowe
  • informacje o rynku na którym działa emitent
  • informacje o planach emisyjnych

Z perspektywy tego o czym piszę na tym blogu, zwłaszcza ostatnie dwa punkty mają duże znaczenie – przekopując się bowiem przez Dokument Informacyjny często dostajemy uporządkowany i w miarę aktualny (na dzień debiutu/emisji) obraz rynku, który możemy wykorzystać w swoich materiałach dla inwestora.

Przykładowo ostatnia świeżynka, na którą trafiłem dzisiaj, dotyczy spółki The Farm 51 SA, zajmującej się produkcją gier wideo na konsole i PC. Mamy tutaj np. takie dane (od strony 60 pliku PDF):

  • jak wygląda proces produkcyjny gry
  • jakie produkty/usługi oferuje firma
  • jak wygląda ten segment w szerszej perspektywie?
  • jaka jest strategia rozwoju emitenta?
  • analiza produkcji gier autorskich – etapy, czasochłonność
  • organizacja zespołów produkcyjnych
  • wprowadzanie gier na rynek
  • poziomy przychodów na tym rynku
  • struktura grupy docelowej
  • konkurencja
  • analiza SWOT

Dokument spółki The Farm 51 SA, to jeden z lepszych które widziałem. Często informacje są niestety bardziej niż tutaj ogólnikowe, a wręcz np. dla projektów internetowych mówią tylko o tym, że “ilość komputerów z dostępem do internetu rośnie, a ceny dostępu maleją, odniesiemy więc sukces” (przejaskrawiam). Warto jednak regularnie odwiedzać stronę Dokumenty informacyjne spółek i sprawdzać co nowego. Czasami zdarzy się, że ktoś napisze część naszego biznesplanu za nas.

Ciekawsze ostatnie Dokumenty Informacyjne – ciekawsze nie oznacza jednak “dobrze zrobione” a jedynie “dotyczące projektów internetowych/IT”:

  • The Farm 51 – gry wideo na konsole i PC
  • Kinomaniak – rynek reklamowy
  • PlayMakers – rynek wideo online, produkcja autorskich programów udostępnianych online
  • M10 – automaty inwestycyjne, spółka IQ Partners
  • Socializer – media społecznościowe, usługi na platformie facebook

Oczywiście odradzam kopiowanie treści takich dokumentów kropka w kropkę – inwestorzy, do których trafią docelowo nasze dokumenty też to przecież czytają.

Najlepszy PR… to PR…ogress

Najlepszy sposób, aby pozyskać finansowanie to dobry PR…ogress. Ustaw się na celowniku inwestora, wejdź w zasięg jego zainteresowania, przedstaw się, a potem pokaż, że coś się u ciebie dzieje i to w dobrym kierunku.

Działam w obszarze IT/Internet/oprogramowanie. Tutaj zawsze przekraczane są terminy i budżety. OK, ale wszyscy o tym wiedzą – ty również. Na spotkaniu z inwestorem przedstaw bezpieczny plan (czas do osiągnięcia kolejnego etapu przemnóż przez 2), i zrób wszystko, aby to osiągnąć. Nie ma miejsca na “underdelivering”.

Niejednokrotnie spotkałem się z sytuacjami, że inwestor jest wstępnie zainteresowany, więc mówimy mu o planach na przyszłość. Przyszłość przychodzi, a plany nie są spełnione, i jak tutaj wrócić do rozmów na temat biznesu? Nawiązanie do tego, że coś się osiągnęło to naturalny kolejny krok w stosunku do spotkania. Nawet jeśli inwestor nie wyraził zainteresowania – masz pretekst, aby się skontaktować “tak tylko żeby powiedzieć, że się udało a kolejny cel jaki sobie stawiamy to…”. Spotkanie może zatem wywołać ciąg komunikacji, który pokaże drugiej stronie, że jesteś tym który “dostarcza”.

Im więcej o tym myślę tym bardziej klaruje się konkluzja, że pozyskiwanie środków na projekt to głównie proces komunikacji postępów w projekcie. Można by nawet skrócić to do uproszczonej formuły “fundrising = investor relations”.

Z drugiej strony – brak progresu może być dosyć dotkliwy, bo inwestor widzi brak przedsiębiorczości. Bo przedsiębiorczość to dopinanie swego bez względu na okoliczności.

Kwota inwestycji: “Do uzgodnienia”

Składając różne projekcje finansowe dla startupów zawsze staram się spojrzeć na projekt z perspektywy kluczowego dla biznesu momentu czyli osiągnięcia rentowności (aka Break Even Point, czyli zarabiamy więcej niż wydajemy). No bo przecież każdy chce wiedzieć ile paliwa będzie potrzebne aby ten nasz startup “przepchać” do momentu kiedy pójdzie już z górki. Rozwijam projekcje, magiczne excele, ale spotkania z inwestorami często schodzą na inny tor.

Tok myślenia inwestora niekoniecznie jest taki, aby sfinansować rozwój do osiągnięcia BEP. Inwestor zawsze na pierwszym miejscu stawia ryzyko, często będzie więc szukał jak można wydać mniej (niż do osiągnięcia BEP) obniżając ryzyka niepowodzenia projektu. Patrząc tylko przez pryzmat projekcji finansowych – będzie myślał jakie koszty wyciąć, jak zaryzykować mniej środków. Niekoniecznie to musi być złe.

Warto przestawić się na taki tok myślenia. Myślmy o ryzykach z perspektywy inwestowania. Założyciel startupu przecież też inwestuje – swój czas, pot i krew. Jeśli projekt nie ma sensu – lepiej przekonać się o tym wcześniej, mniejszymi środkami. Dlatego warto myśleć o kwocie inwestycji jako o temacie otwartym, i często ma sens pozyskanie nawet połowy początkowo zakładanej kwoty, byle projekt “przepychać” do przodu. Oczywiście z głową.

Rundy inwestycyjne, transze

Na etapie rozpoczynania negocjacji dotyczących inwestycji należy zadbać o ustalenie zdrowych zasad jej prowadzenia. Musi powstać plan działania, budżet oraz zasady egzekwowania postępów (z jednej jak i z drugiej strony). Wtedy też spotykamy się z kwestią transzowania, milestones do osiągnięcia oraz umową inwestycyjną zwaną też czasami porozumieniem wspólników.

Inwestor VC często inwestuje w transzach, czyli dzieli inwestycję na mniejsze porcje, aby ograniczyć ryzyko. Takie transze najczęściej są powiązane z kamieniami milowymi, które ma osiągać projekt. Warto zwrócić uwagę na kilka elementów “transzowania”, aby miało ono sens zarówno dla inwestora jak i dla założyciela startupa (chyba wolę słowo “founder”, choć nie ma zdaje się w polskim słowniczku dobrego określenie bo “przedsiębiorca internetowy” jest zdecydowanie za długie).

Ile transzy? – to wynika z kamieni milowych, które startup ma osiągać, zazwyczaj są to 3-4 etapy przykładowo (case Monetto):
  • weryfikacja prawna tematu oraz prace brandingowe, identyfikacyjne,
  • budowa prototypu i uruchomienie wersji beta systemu do testów,
  • uruchomienie finalnej wersji i rozpoczęcie sprzedaży oraz osiągnięcie pewnej liczby użytkowników,
  • nawiązanie kluczowych partnerstw dotyczących rozwoju biznesu

Jak następuje przejście od transzy do transzy? Zazwyczaj procedurę “uruchamiającą” kolejne transze reguluje umowa inwestycyjna (porozumienie wspólników) którą negocjujemy z inwestorem. Chodzi o to, aby wszystkie strony miały jasność co do zasad gry i mogły się skupić na swoich obowiązkach. Zazwyczaj zamknięcie milestone łączy się ze zwołaniem zgromadzenia wspólników, na którym formalnie (głosowanie) przechodzi się proces weryfikacji i zamknięcia danego etapu oraz podejmuje decyzję o uruchomieniu kolejnej transzy.

Co to jest porozumienie wspólników i jak się ma do umowy spółki? Porozumienie wspólników lub umowa inwestycyjna to umowa szersza niż umowa spółki, zawierająca często w sobie samą umowę spółki oraz dodatkowe regulacje określające zasady na jakich inwestor inwestuje, a założyciel startupuje.

Jaka jest optymalna wielkość transzy? – to kluczowa sprawa. Zazwyczaj konstrukcja porozumienia wspólników oraz umowy spółki jest taka, że inwestor zobowiązuje się wyłożyć pieniądze na osiągnięcie określonego celu w określonym czasie. Pytanie co się dzieje gdy pieniądze z danej transzy się kończą a cel nie został osiągnięty? Zadajemy sobie wtedy pytanie “dlaczego?” i na jego bazie negocjujemy z inwestorem. Można sobie tutaj wyobrazić kilka scenariuszy:
  • są istotne powody i inwestor zgodzi się “przeorganizować” finansowanie – przesunąć środki np. z następnej transzy
  • nie ma istotnych powodów i jest to wina braku doszacowania itp. po stronie założycieli – wtedy zazwyczaj trzeba zacisnąć zęby i domknąć milestone, aby liczyć na kolejną transzę
  • mamy sygnał, że czas opuścić statek

Co się z kolei dzieje, gdy cele zostaną osiągnięte mniejszymi środkami? Gotówka pozostaje w spółce, zazwyczaj do wykorzystania na inne cele; choć docelowo decyduje o tym zgromadzenie wspólników lub zarząd. Nie spotkałem się z takim przypadkiem.

Czy na kolejnych etapach transzowania udziały założycieli są dalej rozwadniane? Często inwestor zapewnia w umowie spółki mechanizmy zapobiegające rozwodnieniu wspólników, którzy zazwyczaj nie wnoszą gotówki. Konstrukcją którą ja osobiście spotkałem w kilku przypadkach jest równomierne wnoszenie po stronie założycieli “know how” związanego z prowadzeniem danego biznesu.

Co się stanie po zakończeniu finansowania? – warto zadać sobie to pytanie na samym początku. Inwestor zobowiązuje się do finansowania startupa przez określony czas. Co jednak gdy ten czas dobiegnie końca? Należy pamiętać, że środki pozyskujemy po to aby osiągnąć pewien wymierny cel biznesowy – zazwyczaj chodzi o osiągnięcie “samodzielności” biznesu czyli BEP (break even point) – oznacza to, że (przynajmniej w teorii) po zakończeniu finansowania dodatkowe środki nie będą nam już potrzebne, bo biznes będzie się (już) sam finansował. Jeśli to się nie powiedzie, dobrą praktyką jest “wspieranie” swoich projektów przez tego samego inwestora lub znajdowanie przez niego inwestora posiłkowego na odpowiednich zasadach – wiąże się to często z dalszym rozwodnieniem założycieli.

Dobieranie wspólników – rady z książki Cohena i Felda

Książka “Do more faster“, Davida Cohena i Brada Felda jest ostatnio hitem w środowisku startupowym na zachodzie. Dzisiaj natknąłem się na fragment tej książki opublikowany na ReadWriteWeb. Fragment dotyczy tematu dobierania wspólników, który poruszałem już tutaj wielokrotnie (zobacz artykuły: Bo do tanga trzeba dwojga – jak znaleźć co-foudera?, Jeszcze o doborze partnerów biznesowych). Jest to bardzo istotny punkt w życiu startupa/spółki, który może zadecydować czy najbliższe 2-3 lata, które poświęcisz “waszemu” (twoiemu i wspólnika/wspólników) pomysłowi nie pójdą na marne. Wiele elementów wspólnego biznesu należy ustalić przed założeniem spółki.

W książce przedstawiony jest zarys jak podejść do następujących kwestii:

  • Jak podzielić udziały? Kto dostanie jaką część spółki?
  • Jak podejmujemy decyzje? Czy ktoś ma decydujący głos?
  • Co się dzieje gdy ktoś odchodzi ze spółki?
  • Czy ktoś z nas może zostać “wylany” ze spółki? Przez kogo? Z jakich powodów?
  • Jakie osobiste cele chcemy osiągnąć w ramach spółki?
  • Jaki będzie podział odpowiedzialności w spółce? Za co odpowiada każdy ze współników?
  • Które elementy planu działania spółki są istotne dla każdego z wspólników i raczej nie podlegają zmianie/ewolucji?
  • Na jakiej zasadzie każdy ze wspólników zostaje “umocowany” w spółce? Czy tylko poprzez umowę spółki, czy jakieś dodatkowe regulacje i jakie?
  • Czy ktoś z nas będzie inwestował gotówkę w spółkę? Na jakich zasadach?
  • Czy wypłacamy sobie wynagrodzenie? Jeśli nie – co gdy taka sytuacja się przedłuża?
  • Jakie są plany finansowe spółki? Czy sami ją finansujemy i bootstrapujemy biznes? Czy też szukamy finansowania zewnętrznego – poprzez Anioła Biznesu lub fundusz VC? Co jeśli nie pozyskamy finansowania?

Te elementy trzeba wyjaśnić na samym starcie, im bardziej będziecie z nimi zwlekać tym trudniej będzie się potem dogadać (zwłaszcza jeśli biznes zaczyna dobrze się rozwijać).

Zachęcam do szczegółowej lektury artykułu na RWW. Książka już trafiła do mojej wish-listy na Amazon.com, więc mam nadzieję, że wkrótce będę mógł przeczytać ją w całości. Jeśli macie jakieś przemyślenia – zapraszam do dzielenia się tym w komentarzach.

Magiczny Excel 2 – przykład z życia wzięty – Inkubator

Po ostatnim wstępie czas na konkrety – przykład z życia wzięty dotyczący tego jak konstruować “excel” z modelem biznesowym na przykładzie startupa “Inkubator”. Jakiś czas temu, już po wyjściu z VI, podchodziłem ze znajomym do pozyskania środków z POIG 3.1, ostatecznie zmiany w regulaminie konkursu w ostatniej chwili (tydzień przed naborem) nie pozwoliły mi złożyć wniosku, ale “po drodze” powstał model biznesowy Inkubatora – na jego przykładzie mogę pokazać jak może wyglądać weryfikacja modelu biznesowego, na co zwrócić uwagę, co jest istotne. W skrócie – arkusz powinien przedstawiać pewien tok rozumowania prowadzący do “biznesu”, czyli algorytm na zarabianie – ile musimy włożyć, i ile możemy “wyjąć” z tego biznesu i kiedy.

Analiza arkusza modelu biznesowego dla “obcego” biznesu jest dosyć trudna bo musisz zrozumieć skąd pochodzą pewne liczby, ale to też ćwiczenie przed podejściem do inwestora – przecież będziesz musiał mu wytłumaczyć swój model biznesowy :).

A oto przykładowy arkusz – Arkusz excel w Google Docs.

Model biznesowy inkubatora jest następujący (zgodny z nomenklaturą PARP – preinkubacja, inkubacja, inwestycja, dezinwestycja itp.):

  1. robimy konkursy dla startupów i w ramach każdego wyłaniamy X projektów które poddajemy preinkubacji, w tym modelu X=10 rocznie (w jednym lub dwóch naborach)
  2. zakładamy, że jakaś liczba projektów przejdzie preinkubację (tutaj – 50%) tj. zweryfikujemy team oraz pomysł i damy zielone światło do inwestycji
  3. następnie zakładamy spółki celowe w każdą wrzucając średnio 400 tys zł
  4. spółki sobie działają i po 2 latach z części z nich możemy zrealizować wyjście; tutaj bardzo optymistycznie założyłem 30% sukces – dlatego jeśli do preinkubacji wrzuciliśmy 10 spółek, do inkubacji weszło 50% czyli 5 to potem mamy wyjście z 30% czyli 2 spółek (zaokrąglenie)
  5. pytanie które przychodzi do głowy to jaki uzyskamy zwrot z tych inwestycji które się udadzą? Szybkie przegooglowanie tematu pozwala tutaj założyć mnożnik x7 – inwestor oczywiście spyta skąd macie tę liczbę i będzie trzeba kompetentnie wskazać potwierdzenie

A teraz bardziej szczegółowe założenia:

  • preinkubacja – nabór projektów – zakładamy konkretną liczbę projektów które przyjmujemy na preinkubację czyli “rozpoznanie” – w tym modelu – 10 projektów wchodzi do procesu preinkubacji; w ramach preinkubacji wydajemy średnio per projekt 40 tys pln; dodatkowo – zakładamy cykliczne nabory 1-2 razy do roku – chodzi o usprawnienie procesu ponieważ nabór ciągły nie pozwala optymalizowac pewnych kosztów (np. eventy, PR, marketing przedsięwzięcia)
  • inkubacja – zakładamy, że przez preinkubację przechodzi 50% projektów; te które są nietrafione próbujemy sprzedać za 100 tys/sztuka; w ramach inkubacji powołujemy spółkę celową do której wnosimy 400 tys oraz zbudowany w ramach preinkubacji prototyp; zakładamy dla uproszczenia że inkubator obejmuje ~50% udziałów, reszta należy do “założycieli” (akurat w tym modelu wielkość obejmowanych udziałów nie ma znaczenia – parametrem jest osiągana wielkość zwrotu z inwestycji)
  • lata mijają, spółka przez 2 lata buduje biznes. Czas na dezinwestycję czyli spieniężenie wcześniejszego zaangażowania. Uda się to dla  (optymistycznie podchodząc) 30% spółek – z tych “inkubator” będzie mógł zrealizować wyjście zgodnie z założonym poziomem zwrotu (tutaj x7). Reszta zostanie sprzedana “po kosztach” lub ze stratą.

Założenia budżetowe czyli co miałem na myśli w poszczególnych kategoriach kosztowych:

  • budżet inwestowania – koszty założenia spółki, KRS, notariusz itp – per spółkę
  • budżet reprezentacji – wyjazdy, networking, konferencje – miesięcznie
  • budżet wychodzenia – notariusz, księgowy, prawnik – per deal
  • budżet usług obcych – comiesięczne “wydatki różne” związane z funkcjonowaniem Inkubatora
  • budżet biura Wrocław – koszty telekomunikacyjne i infrastrukturalne – internet, telefon, (małe) biuro – comiesięczne
  • budżet zatrudnienia – wydatki na zespół specjalistów/miesięcznie – comiesięczne
  • budżet eventowy – ile wydajemy na event konkursowy

Przychody jakie się przytrafiają:

  • z nietrafionych preinkubacji
  • wyjścia z inwestycji – z odpowiednim mnożnikiem

Inwestycje:

  • inkubacja projektów – założenie to 40 tys na projekt
  • wejścia kapitałowe w sp zoo – założenie to 400 tys na spółkę

Model prawie na pewno nie jest kompletny, ale zawiera te najistotniejsze elementy. Brakuje np podatków – ale tutaj niejawne założenie jest takie, że przy przychodach tego poziomu uda się je “zoptymalizować” – mam na myśli oczywiście działania zgodne z prawem polskim i unijnym.

Zestawienie tego wszystkiego w arkuszu daje nam osiągnięcie Break Even Point (BEP) w 4 roku kosztem około 10 mln (nie patrząc na możliwe przychody). Wynik na moment osiągnięcia BEP to minus 5 mln. Natomiast teraz to już mamy z górki (a raczej w górę :)) i na koniec 7 roku mamy wynik ponad 4,5 mln na plusie. Piękne?

Oczywiście jest to pewien uproszczony model, który podczas spotkania z inwestorem byłby wielokrotnie bombardowany (“biuro za 2tys? to chyba żart?”) i modyfikowany, są też elementy poza-matematyczne powodujące, że się to uda lub nie (np. jak zagwarantować w tym modelu dobry “dealflow” tzn, że będą przychodzić ciekawe i silne projekty?). Na co jednak należy zwrócić uwagę:

  1. sam czujesz które założenia są “naciągane” :) warto aby było ich jak najmniej, bo potem zostaniesz i tak z tego rozliczony, i jeśli takich punktów naciągnięcia będzie dużo, to twój model szybko “pęknie”
  2. jeśli wszystkie założenia są OK i wynik wypada Super! to zadaj sobie podstawowe pytanie “dlaczego ktoś tego jeszcze nie zrobił?” – podejdź do tego pokornie, bo są setki osób które działają już w tej branży i mają podobną do twojej wiedzę
  3. jeśli po tej weryfikacji jesteś pewien tego modelu – zacznij działać natychmiast nawet bez finansowania – na pewno są jakieś kroki, które możesz zrobić zanim ktoś da ci 10 mln na realizację :)

Poniżej arkusz excel oraz wideo, które pomoże wam go skutecznie “przetrawić”. Smacznego.

Arkusz excel w Google Docs.

Magiczny excel – artykulacja wyników finansowych

Pracując nad swoim biznesem i przygotowując się do rozmów z inwestorem dochodzisz w którymś momencie do etapu, w którym chcesz lub musisz bardziej sprecyzować jakie będą wyniki finansowe przedsięwzięcia. I tutaj pojawia się mityczny “magiczny excel“, czyli dokument, który podobno jest jedynym, który naprawdę chcą oglądać inwestorzy.

Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu wydawało mi się nieprawdopodobne, aby móc stworzyć prognozy dla startupa internetowego misiąc-po-miesiącu na 3 lata do przodu. Prawda jest taka, że im dalej w czasie prognozy, tym większe “science fiction” (a raczej “excel fiction”) się zaczyna. I wiedzą o tym wszyscy:

  • oczywiście wie o tym autor “magicznego excela” bo przecież sam doskonale czuje, gdzie naciąga przychody, a gdzie koszty
  • oczywiście wie o tym inwestor, który analizuje “magiczny excel”, bo wszyscy przecież wiedzą, że “jedynie koszty można wykonać w 100 a nawet 110 procentach“, a “przychody są wzięte z sufitu“.

Skoro więc wszyscy wiedzą o tym, że ten plik nie jest odzwierciedleniem rzeczywistości dlaczego jedni tracą czas na jego przygotowanie, a drudzy na jego analizę? Dlatego, że nie chodzi w tym pliku o wartości liczbowe, a o pytania które musisz sobie zadać tworząc ten plik. Chodzi o założenia, które przyjmiesz i sparametryzujesz, o możliwe źródła przychodu, które będziesz musiał ukonkretnić – poprzez ich nazwanie i oszacowanie ich wielkości. Inwestor sprawdzi cię na tym dokumencie czy “odrobiłeś pracę domową” i myślisz o biznesie w liczbach czy tylko w funkcjonalnościach.

Zaryzykuję twierdzenie, że tak przygotowany plik excel jest “ekstraktem” twojego pomysłu na biznes – powinien zawierać nie tylko informacje o konkurencji i wielkości rynku, ale również plan twoich działań operacyjnych związanych z pozyskaniem klientów. Powinieneś go więc chronić wymagając od inwestora podpisania dokumentu o zachowaniu poufności zanim prześlesz jego kopię (spokojnie… masz przecież teaser na pierwszą wymianę maili…). Powinieneś go również aktualizować i uszczegóławiać. Ale bez przesady, poza tym musisz przecież również mieć czas na prowadzenie biznesu. Arkusz pomoże ci planować i kontrolować przepływy finansowe, bo przecież o to chodzi w biznesie.

W następnym odcinku – przykład krok-po-kroku, jak tworzyć i weryfikować “magicznego excela”. Stay tuned.

Snapka.pl – eksperyment fotograficzny, pomysł na biznes

Dzisiaj zmiana tematyki – w przerwie między kolejnymi artykułami “DIYcubator”, chciałem pochwalić się projektem, który rozwijam od jakiegoś czasu. Projekt to Snapka.pl – w skrócie “fotkowy Twitter” – pozwala publikować zdjęcia z kamery (i nie tylko) wraz z krótką notką. Jeśli zamiast do Twittera porównalibyśmy Snapkę do Blipa, to chyba możnaby powiedzieć, że jest to “ultimate #samoblip machine“. Projekt jest na wstępnym etapie, zapraszam do testów i konkursu, o którym poniżej.

Projekt i inspiracja
Pod koniec 2009 roku pierwszy raz usłyszałem o DailyBooth.com – projekcie, który był dla mnie inspiracją do stworzenia Snapki. Pomyślałem, że warto przetestować ten pomysł w Polsce – patrząc na popularność takich projektów jak Photoblog jest szansa, że się on przyjmie. Jedyne co warto było zmodyfikować to zastosować od początku “jakikolwiek” model biznesowy :) bo DB skupia się jedynie na budowaniu bazy użytkowników, a żadnego modelu… nie ma. Co mnie urzekło w DB to *zupełny brak reklam*, co w porównaniu z polskim Photoblogiem jest aż szokujące. Pomyślałem, że polscy użytkownicy powinni móc “odsapnąć” trochę od migających wokoło bannerów, które widzimy na wszystkich “fotkowych” serwisach. Zobaczymy czy uda się wytrzymać przy tym postanowieniu ;).

Model biznesowy
Model biznesowy jest “klasyczny” tj. opłata za funkcje premium, które stopniowo będziemy udostępniać. Będzie to m.in. możliwość publikowania zdjęć wyższej jakości (większe rozmiary), customizacja swojego kokpitu, kontrolka flash pozwalająca na tworzenie ciekawych “kolaży” itd.

Etap rozwoju i co dalej
Na obecnym etapie Snapka jest prototypem, który ma za zadanie wybadać czego tak na prawdę chcą użytkownicy. Na pewno można znaleźć w nim wiele niedociągnięć, które poprawiamy na bieżąco. Chętnie dowiemy się też jakich funkcji wam brakuje i w jakim kierunku projekt powinien się rozwijać.

Konkurs
Nie ma co testować serwisu “na sucho”, dlatego na starcie proponuję konkurs, który pozwoli wam odpowiednio intensywnie klikać w serwisie. Nagrodą jest… nie iPad :), ale Netbook Samsung N150. Więcej o konkursie w serwisie. Zapraszam do testów! Wszelkie uwagi mile widziane!

Prześwietlanie partnera biznesowego – due diligence

Kolejnym procesem, ciekawym samym w sobie, pośród wszelkich procesów inwestycyjnych, jest przeprowadzenie badania due diligence. Wykonuje się je gdy już wstępnie obie strony uzgodniły istotne warunki transakcji w dokumencie termsheet. Ponieważ najczęściej mamy do czynienia z transakcjami niesymetrycznymi (ktoś w kogoś inwestuje, ktoś kogoś kupuje) wygląda to tak, że jedna strona prześwietla drugą. Można sobie jednak wyobrazić prowadzenie badania due diligence równocześnie przez obie strony (np. w przypadku łączenia spółek).

Najważniejsze cele due diligence:

  • sprawdzenie czy nie ma żadnych “trupów w szafie” u drugiej strony – czyli identyfikacja wszystkich ryzyk dotyczących transakcji
  • sprecyzowanie wszystkich parametrów biznesowych partnera (struktura kosztów, rynku itp).
  • zaplanowanie integracji podmiotów

Due diligence jest badaniem kompleksowym, więc powinno mieć sensowną strukturę, aby strona je przeprowadzająca nie pogubiła się w gąszczu przeglądanej dokumentacji. Zazwyczaj dzieli się ten proces na kilka etapów/obszarów:

  • analiza prawna
  • analiza finansowo-księgowa
  • analiza techniczna
  • analiza hr, organizacyjna
  • itp.

Najsensowniej wyobrazić to sobie jako rozkładanie analizowanego biznesu na czynniki pierwsze w każdym z tych obszarów. Poniżej przykładowa checklista zawierająca już szczegółowe kwestie do weryfikacji.


Due Diligence – Przykład 1

Najważniejsze wnioski i uwagi dotyczące due diligence:

  1. może to nie jest oczywiste, ale – faktycznie proces wygląda tak, że jedna strona poddaje drugą procesowi “prześwietlenia” czyli due diligence. Odpowiedzialność za przeprowadzenie tego procesu jest po stronie prześwietlającej – tzn. nie może być takiej sytuacji, że prześwietlana strona zostanie oskarżona o nieprzedstawienie jakiegoś dokumentu – zarówno wyspecyfikowanie, że dany dokument powinien być przedstawiony jak i kontrola czy został dostarczony spada na stronę prześwietlającą; jedyne czego może zażądać strona prześwietlająca to oświadczenia, że wszystkie dokumenty o które prosiła zostały dostarczone
  2. zwróćcie uwagę, że struktura dokumentacji przygotowywanej podczas tego procesu nadaje się perfekcyjnie do tego, aby mieć po prostu porządek w papierach – warto więc być może od samego początku segregować wszystkie dokumenty zgodnie z analogiczną do due diligence strukturą

« Older Entries

Newer Entries »