Archive for January, 2010

Na co startupom biznesplany?

Czy biznesplan jest potrzebny?
Odpowiedź krótka – jeśli chcesz zrobić biznes, to musisz mieć *jakiś* plan na to. Nacisk na słowo “jakiś” – tzn jego szczegółowość zależy od twojej sytuacji.
Odpowiedź długa
  1. często przez biznesplan rozumiemy gruby dokument z masą analiz, przeliczeń, schematów (marketing, rynek, konkurencja, produkt itd)
  2. taki dokument jest oczywiście bardzo czasochłonny w przygotowaniu
  3. musi więc być uzasadnienie tego żeby w ogóle poświęcać czas na jego przygotowanie a nie “po prostu działać”
  4. jakie może być uzasadnienie przygotowania czegoś takiego? oczywiście pieniądze – dopalenie biznesu który możesz zrobić “własnymi rękami” poprzez wykorzystanie pieniędzy inwestora
  5. aby pozyskać inwestora musisz pokazać mu co masz w głowie, jakie przeprowadzasz wnioskowanie na podstawie twojej wiedzy i obserwacji, oraz jak się to złoży w biznes (show me the money).
  6. jeśli jednak trafisz na inwestora który zna branżę w któej planujesz działać, nie ma potrzeby przygotowywania dokumentu – dogadacie się przy ogólnej prezentacji, bo on zapyta o “istotne szczegóły” (secret sauce) a ty będziesz w stanie kompetentnie je sprzedać
Podsumowanie:
  1. jeśli bootstrapujesz – rób tylko dokumentację na swoje własne potrzeby, zarysy planu, modelowanie pewnych scenariuszy (“a jak się to będzie spinać”) – żeby nie iść na ślepo
  2. jeśli chcesz pozyskać inwestora – musisz mieć sposób na wyartykułowanie “twojego biznesu” – prezentacja (w stylu Guya Kawasaki) jest pierwszym krokiem, dodatkowo “jakieś” wyliczenia w excelu, żeby pokazać jak to się będzie spinać; po tym kroku inwestor może poprosić o doprecyzowanie w postaci biznesplanu (“oczywiście dostarczymy biznesplan w ciągu maksymalnie tygodnia – dwóch“).
Nie spalaj się więc niepotrzebnie na generowaniu papierów bo (kompetentny) inwestor i tak doceni tylko twoje wyniki bo przecież “papier/excel zniesie wszystko”.

Jeszcze o doborze partnerów biznesowych

Rozważania o doborze cofoundera do startupu można by uzupełnić o fazę wcześniejszą zastanawiając się, jak rozpocząć poszukiwania “dobrych” wspólników i na co zwracać uwagę przy ocenie ewentualnych kandydatur. Poniżej kilka przemyśleń podbudowanych książką Stevena K. Scotta “Jak lepiej zarabiać?“, która pomimo bardzo new-age’owo brzmiącego tytułu, zawiera wiele ciekawych spostrzeżeń i rad, gotowych do wykorzystania podczas budowania biznesu.

Płaszczyzny weryfikacji partera biznesowego:
  1. Kompetencje – określ precyzyjnie zdolności i mocne strony, których będziesz szukał u partnera – powinny one uzupełniać twoje zdolności i rekompensować twoje słabe strony, na pewno nie powinieneś szukać kopii samego siebie
  2. Wizja – staraj się znaleźć osobę, która ma podobną wizję biznesu i chce osiągnąć podobne cele, to również implikuje, że ta osoba w pełni zaangażuje się w realizację twojej wizji
  3. Charakter – dobrze przyjrzyj się charakterowi i wiarygodności potencjalnego partnera – choć w dzisiejszych czasach wydaje się to stosunkowo proste – wystarczy poszukać w sieci (OK, OK, mówię z perspektywy osoby która “robi w internecie”), to w praktyce musisz zweryfikować to przez swoje już sprawdzone kontakty, nie łudź się, że zweryfikujesz partera czytając jego profil na GoldenLine czy LinkedIN
  4. Nastawienie – szukaj pozytywnej energii – oceń czy twój przyszły partner jest osobą o nastawianiu pozytywnym czy negatywnym, nie chcesz chyba spędzać ze zrzędą kilku najbliższych lat
  5. Rezultaty – zwróć uwagę raczej na to, co ta osoba osiągnęła, niż co ma wpisane w CV – skup się na tym czego rzeczywiście dokonała, a nie na tym co mogła zlecić innym. Z drugiej strony “zaplecze” partnera też należy wziąć pod uwagę, ale z mniejszym priorytetem
Ignorowanie powyższych punktów może spowodować, że dopadnie cię “klęska urodzaju” tj. projekt się uda, ale nie będziesz już chciał robić tego “z tymi ludźmi” – jeśli nie będziesz przy okazji miał kontroli nad projektem pozostanie ci zarzucenie projektu lub zaczynanie od nowa…

Bo do tanga trzeba dwojga – jak znaleźć co-foudera?

Jedną z ważniejszych kwestii podczas spotkań z inwestorami jest team. Zasada jest taka, że one-man-army czyli skład jednoosobowy podwyższa ryzyko niepowodzenia projektu – dlatego często inwestor dowiedziawszy się o tym, że “w projekcie jestem ja i… ja” odsyła z kwitkiem, nakazując poszukać drugiej osoby i “wtedy możemy wrócić do rozmów”. Jak sobie z tym poradzić? Jak podejść do procesu szukania co-foudera – czyli osoby, która jest “prawie-założycielem” twojego startupa?

Należy pamiętać, że w idealnej sytuacji powinieneś znać co-founderów sprzed okresu twoich działań biznesowych lub mieć już wyrobione zdanie na temat tego jak działają oni biznesowo. Kilkukrotnie przekonałem się, że powiedzenie, iż wybór partnera biznesowego jest jak wybór partnera życiowego, nie jest przesadzone – dlatego “zmierz dwa razy, sprawdź trzy razy, wybierz raz” zanim wejdziesz w deal udziałowy. Rozstanie może być bolesne i zabić twój długo chowany biznes.

W ramach Venture Incubator często spotykałem się z jednoosobowymi zespołami. W moich oczach nie dyskryminowały one “teamu” bo działaliśmy na bardzo wczesnym etapie, natomiast wymuszało to uruchamianie w ramach procesu inkubacji procesu “poszukiwania co-foundera”. Poniżej założenia i etapy jakimi chcieliśmy minimalizować ryzyko takiego procesu.

Założenie – mówimy o pozyskaniu osoby o kompetencjach które są potrzebne w ramach startupa internetowego tj najczęściej technologia, marketing, sprzedaż. Co-founder musi być osobą, która będzie miała istotny wpływ na pozyskanie inwestora (biznesplan, produkt, spotkania z inwestorami). Zakładamy też, że startup, który razem rozwijamy jest na bardzo wczesnym etapie.

Faza 1 – “free trial” – celem tej fazy jest sprawdzenie czy znaleziona osoba pasuje do obecnego teamu, czy się można dogadać, jaki ma tryb pracy, jak planuje i wykonuje swoje obowiązki, jak przydaje się w biznesie. Ta faza w założeniu powinna być w miarę krótka – 1-3 tygodnie intensywnej wspólnej pracy, najlepiej jako wstęp do Fazy 2. Rozstanie na tym etapie nie jest zobowiązujące dla żadnej ze stron. Po zakończeniu tej fazy powinniśmy móc określić jak “rozliczyć” się z co-founderem na kolejnych etapach – w praktyce oznacza to określenie zasad i wysokości udziałów, które oddajemy tak kluczowej pozyskanej osobie.

Faza 2 – “biznes, prototyp, inwestor” – kandydat na co-foundera przeszedł Fazę 1 i widzimy, że pasuje do teamu, jest użyteczny i można się z nim dogadać. Pora więc popracować nad konkretnymi elementami potrzebnymi w biznesie. Tutaj powstają założenia biznesowe (co sprzedajemy, za ile), prezentacja dla inwestora (rozpoznanie rynku, konkurencji), arkusz wyników – ogólnie jest to praca nad prototypem i samymi założeniami biznesowymi, wstęp do rozmów z inwestorami i w miarę możliwości uruchomienie sprzedaży. Celem jest pozyskanie finansowania, to można zatem uznać za milestone pozytywnego przejścia przez ten etap.

Faza 3 – “wspólnicy” – faza ta rozpoczyna się z momentem pozyskania inwestora – w umowie inwestycyjnej konkretnie określamy ile udziałów obejmuje każdy z udziałowców w tym nasz pozyskany i już przetestowany co-founder. Działając w ramach tej fazy może on mieć możliwość jeszcze dalszego zwiększania swoich udziałów w ramach osiąganych milestones lub otrzymywać wynagrodzenie.

Powyższy proces nie jest w 100% sprawdzony, uruchomiłem go dla jednego tylko zespołu i co więcej – proces jeszcze jest “w trakcie”, sam nie mogę więc podsumować jakie są wnioski z tego. Jeśli macie jakieś doświadczenia/uwagi/złote rady związane z poszukiwaniem wspólnika do biznesu – opiszcie w komentarzach.

Ten Technologies That Will Rock 2010 wersja z polskimi napisami

Koniec roku przynosi zawsze serię zestawień, podsumowań i prognoz, poza tym, że pozwala to “ustalić fokus” na trendy zachodnie (what’s hot, what’s not), to skłania do przemyśleń “a jak to będzie u nas?“, patrząc przykładowo na zestawienie Techcrunch “Ten Technologies That Will Rock 2010” odniosłem wrażenie, że “u nas” będzie to wyglądać zupełnie inaczej, może przemawia przeze mnie niezdrowy sceptycyzm i malkontenctwo, ale poniżej kilka uwag co do tych poszczególnych punktów, jeśli macie swoje przemyślenia – zapraszam do komentowania:

  • The Tablet – moim zdaniem ten trend nie ma szans dojść do nas w 2010,  większość tabletów (tablet Apple, tablety z Androidem) nie jest jeszcze w masowej sprzedaży; ten trend jest “najbardziej oczekiwany”, ma więc szanse rozwinąć się z pierwszymi urządzeniami na zachodzie, do nas dotrze jednak pewnie z opóźnieniem
  • Geo – tego trendu w PL w ogóle nie ma, zaryzykuję stwierdzenie, że jedynie w kilku największych miastach polskich jest po kilka-kilkanaście osób, które używają aplikacji typu Gowalla, a ponieważ nie ma masy krytycznej, nie ma zabawy; geo to szerszy trend, ale nawet tak podstawowe aplikacje, które już mają swoją masę krytyczną w US u nas jeszcze nie ruszyły, musimy poczekać
  • Realtime Search – w PL jedynym “Real-Timem” jest chyba Blip (nie wiem jak spinacz bo nie używam), reszta systemów Twitteropodobnych poszła jednak w kierunku mikroblogowania a nie Real-time (czyli nacisk na blogowanie); ponieważ (relatywnie) mało użytkowników używa Blipa, nie ma też tylu systemów tworzonych na jego bazie, nie ma jeszcze masy krytycznej również tutaj; nie wiem jak bardzo Google lubi blipa, ja jeszcze nie trafiłem szukając czegokolwiek na link do blipa (choć pewnie są takie); @reuptake pewnie coś może powiedzieć o tym punkcie; RealTimeCamp wydał mi się z kolei bardziej imprezą marketingową niż technologiczną
  • Chrome OS – jako system dla netbooków może się szybko przyjąć, netbooki są w miarę popularne, każdy więc chętnie przejdzie na Chrome OS jak już będzie w pełni dostępny
  • HTML5 – ten trend też ma szansę na szybką adaptację, bo standard zawiera wiele elementów, które trzeba było dotychczas “obrabiać w javascripcie”, ale nie warto o tym dywagować bo ten trend nie będzie zauważalny dla laików komputerowych
  • Mobile video – nie wydaje mi się, aby “kamera w komórce” była jakąś wielką sprawą, nie ma co rozważać tego trendu
  • Augmented Reality – bez szans – to kombinacja drogich smartfonów oraz geolokacji – trudno o masę krytyczną szybko na polskim rynku; systemy typu Yelp, na których będą (są?) nakładki AR będą działały w PL, ale mało jest tego typu aplikacji; z drugiej strony jest to trend dosyć “rozrywkowy” i “futurystyczny” – może więc załapać się na jakiś hype, trudno ocenić
  • Mobile Transactions – narzędzia typu Square są ciekawe, ale mam wrażenie, że to tylko pewien krok pośredni w kierunku “telefonu jako portfela”, w PL nie będzie to miało moim zdaniem większego znaczenia, na pewno nie jakiś trend zmieniający układ sił na rynku
  • Android – telefony z Androidem są trochę tańsze niż iPhone, mają też prostszą integrację z usługami Google (w PL mamy więcej użytkowników Windows – bliżej im do Google niż do Apple)
  • Social CRM – to też pieśń przyszłości, choć aplikacje typu Brandometr są już krokiem w tym kierunku; tak jak pisałem powyżej, potrzebujemy jednak najpierw więcej trendu Real-time w polskim internecie

A co w takim razie będzie u nas unikalnego, ekscytującego? What will rock?

  • API Naszej-Klasy – to duży temat, który może spowodować że ludzie będą mieli co robić w NK, że będzie to miejsce na aktywność społeczną a nie tylko wymianę fotek (tak, wiem uogólniam), przy okazji ciekawy stanie się trend (już nie technologiczny) Nasza-Klasa versus Facebook – Polska staje się ciekawym polem walki między szybko rosnącym Facebookiem a już nie rosnącą NK, która nie jest tak rozwinięta technologicznie jak FB
  • elektroniczny papier – ruch Kolportera pod koniec roku czyli czytnik eClicto, oraz wypuszczenie międzynarodowej wersji Kindle przez Amazon powoduje, że w Polsce możemy wreszcie mieć sensowny wybór treści na urządzenia tego typu, nadchodzący rok pokaże czy rodzimi producenci treści i dystrubutorzy podejmą walkę (czytnik Merlina, Empiku, Ruchu?) czy też Kindle powoli zajmie rynek; wyobrażam sobie sytuację gdzie Kindle będzie odpowiedni dla osób, które chcą być na bieżąco z ofertą Amazon, natomiast jakiś-polski-kindle będzie liderem na rynku polskim i na nim będziemy czytać polskojęzyczne pozycje.
  • finansowanie biznesów internetowych – czyli “POIG i pochodne” – nie jest to trend technologiczny (chyba że mówimy o inżynierii księgowej…) ale będzie miał wpływ na finansowanie innowacji technologicznych w Polsce; na szczęście jest coraz więcej pieniędzy na naprawdę dobre serwisy internetowe – pieniądze pompowane w polski rynek przez Unię powodują, że powstają fundusze zalążkowe, inkubatory i inne instytucje otoczenia biznesu – wierzę, że biznesy internetowe w 2010 roku będzie można łatwiej sfinansować, zrobić na lepszym poziomie niż dotychczas

Ciekaw jestem czy macie jakieś przemyślenia co do trendów w 2010 roku – co jeszcze można dodać do powyższej listy, jakie technologie zmienią internet w Polsce w 2010 roku?